Forum Forum Karawany Strona Główna Forum Karawany
Forum turystyczne
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Władysławowo, moja miłość...cz. III
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Karawany Strona Główna -> Polska to piekny kraj ...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 17:35, 27 Lut 2008    Temat postu: Władysławowo, moja miłość...cz. III

ŁĄKI

Łąki to południowa otulina Nadmorskiego Parku Krajobrazowego między
Władysławowem a Swarzewem zwana przez mieszkańców Półwyspu
Dolną Drogą (w odróżnieniu od Górnej czyli szosy). Niektóre z nich ze
względu na rzadkie odmiany roślin i gatunki zwierząt są zabytkami
przyrody. Nazwa Łąki została wymyślona przeze mnie i choć niezbyt
wyszukana, okazała się bardzo praktyczna, bo odróżniała łąki należące
do Łąk od łąk należących do Małego Morza. Stopniowo każda łąka z Łąk
otrzymywała swoją nazwę. Trwało to kilkanaście lat, bo poszczególne łąki
musiały sobie na to zasłużyć, a autorami tych nazw byłam ja sama i moi
przyjaciele, których „oprowadzałam” po Łąkach z dumą odkrywcy. Jako
pierwsza została „ochrzczona” Łąka Angielskiego Chłopca.
Na Łąki prowadzi ulica Łąkowa(!), choć tak naprawdę moja trasa zaczyna
się troszeczkę dalej, od sąsiedniej ulicy Geodetów.
Zapraszam zatem na spacer poprzedzony krótkim wstępem
historycznym.


Ulica Łąkowa

(cdn Laughing J@anna)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Majka
Fotograf Karawany :)
Fotograf Karawany :)



Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 1073
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:40, 27 Lut 2008    Temat postu:

fajny klimacik...mmmh
pasuje mi bardzo Smile
Władysławowo i okolice znam tylko z trzech wyjazdów i wtedy interesowała mnie głównie plaża, chętnie poczytam dalej, pięknie J@anno Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
:))
Gość






PostWysłany: Śro 17:52, 27 Lut 2008    Temat postu:

Super J@anno! Cieszę się z kontynuacji tematu o Władysławowie bo co roku tam wracam w czasie lata.
Czy te nazwy łąk nazwy mają nadane "ot tak sobie" czy mają jakąś przyczynę nadania takiej nazwy. Np. dlaczego Łąka Angielskiego Chłopca?
Powrót do góry
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 17:56, 27 Lut 2008    Temat postu:

Być może nigdy nie poznałabym Łąk albo poznałabym je zbyt późno, żeby
dostrzec w nich takie piękno, jakie potrafi zobaczyć tylko dziecko, gdyby
nie miłość mojej Mamy do mleka prosto od krowy i wiary w jego
zbawienny wpływ na zdrowie i urodę dorosłych kobiet, małych
dziewczynek oraz psów rasy pekińczyk.
Już pierwszego wieczoru Mama dogadała się z naszą Gospodynią w
kwestii żywieniowej: chleb musi być z piekarni za torami, bo najlepszy,
mleko od krowy z Szotlandu, jajka z kurnika Naszej Gospodyni, owoce,
szczypiorek itp. z ogródka (bez pytania i ograniczeń), ryby od kogo
chcemy, bo ryby miał tutaj każdy.
Chleb miała nam rano przywozić na rowerze starsza córeczka
Gospodyni, bo i tak codziennie jeździła po pieczywo dla swojej rodziny, a
nasza Mama dobrze wiedziała, że prędzej zjemy dętkę od roweru, niż
damy się obudzić o piątej, żeby wyruszyć do piekarni. O szóstej po chlebie
nie było już ani śladu. Żeby było sprawiedliwie, w rewanżu mleko
miałyśmy przynosić my. Wieczorem. Jeden dzień ja, drugi moja siostra.
Tak miało być, ale nie było, bo moja siostra nienawidziła mleka i nawet
jego noszenie wydawało jej się obrzydliwe. Twierdziła, że sam zapach
przyprawia ją o mdłości. Tak więc codzienny wieczorny mleczny
obowiązek spadł na mnie. Gwoli sprawiedliwości muszę przyznać, że
siostra wykonywała za mnie różne inne prace domowo – wczasowe
zadane przez Mamę i Ciocię, więc nie czułam się za bardzo poszkodowana,
a właściwie to czułam się bardzo zadowolona, bo w każdej chwili mogłam
powiedzieć – Ty to zrób, ja przecież chodzę po mleko – i sprawa była
załatwiona.
Pierwszego dnia poszłyśmy po mleko razem z naszą Gospodynią.
Zostałam przedstawiona i od tej pory chodziłam już sama. Gospodarstwo
leżało trzy uliczki niżej, na Szotlandzie i można tam było dojść ulicą
Średnią lub ścieżką między zagonami żyta, która z biegiem lat rozrosła się
i stała ulicą Łąkową (poziom dolny). Wolałam tę ścieżkę, bo Średnią
chodziło się na plażę, a tak, to zawsze było coś nowego. Zazwyczaj krowa
była już wydojona, a mleko stało w kuchni w szklanych słojach z
nalepionymi karteczkami z nazwiskiem, imieniem lub ksywką odbiorcy. Na
słoiku naszej Gospodyni widniało: Mica, na naszym: letniczki Micy.
Wchodziłam więc do kuchni, dygałam grzecznie, mówiłam Dobry wieczór,
przelewałam mleko do baniek, znowu dygałam, mówiłam Dobranoc i już
mnie nie było.
Jednak któregoś dnia albo ja przyszłam trochę za wcześnie, albo krowa
dłużej zabalowała, bo jej właścicielka – pani Leonia powiedziała
- Jeszcze mój Stary nie przygonił krowy, to przyjdź później, albo
poczekaj sobie w ogródku, aż wydoję. – Żadna z tych opcji mi nie
pasowała.
- A skąd przygoni?
- Jak to skąd? Z łąki - machnęła ręką, wskazując kierunek.
Postanowiłam wyjść krowie naprzeciw. Szłam Szotlandem w kierunku
południowym wzdłuż parterowych, murowanych, otoczonych ogródkami
domków z facjatkami na strychu i szklaną podłużną szybką w drzwiach
wejściowych, żeby można było zobaczyć, kto przyszedł.
Wkrótce domki się skończyły, a kocie łby zamieniły w ubitą ziemię. Po
prawej stronie wznoszące się ku głównej szosie pola, po lewej opadające
do zatoki łąki pooddzielane od siebie pasami olch. Było jeszcze widno,
choć słońce dosyć szybko uciekało za horyzont. Krowy ani śladu. Za to
pojawiło się stadko gęsi. Ominęłam je szerokim łukiem, bo gęsi trochę się
bałam i nagle...




Cdn Laughing J@anna
Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 18:00, 27 Lut 2008    Temat postu:

Uff, ależ Wy szybcy jesteście! Bardzo dziękuje! Nazwy nadawane były zawsze w związku z..., a właściwie rodziły się same. Wszystko będzie opisane. O łące angielskiego Chłopca nastepny odcinek. Miłej lektury!!! J@anna
Powrót do góry
Zobacz profil autora
:))
Gość






PostWysłany: Śro 18:09, 27 Lut 2008    Temat postu:

To jeszcze poproszę o rozwinięcie nazwy Szotland Smile
Powrót do góry
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 18:31, 27 Lut 2008    Temat postu:

Szotland to ulica Bohaterów Kaszubskich. Najstarsza we Władysławowie, a właściwie w
Wielkiej Wsi, bo tak się to wtedy nazywało. Leży najbliżej Zatoki. Nazwa kojarzy się z
rybakami i niektórzy używają jej pogardliwie. Ja nie, bo to piękna ulica. Szotlandem
nazywa się też całą dzielnicę, a więc i ulicę Stolarską (najpiekniejszą!!!)

Pozdrówka J@anna
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nuska
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 3572
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:06, 27 Lut 2008    Temat postu:

Jak zawsze pięknie ...... i opowiedziane i pokazane.
dzięki i oczywiście czekam na c.d. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Majka
Fotograf Karawany :)
Fotograf Karawany :)



Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 1073
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 7:49, 28 Lut 2008    Temat postu:

J@anno, fajnie napisane a fotka z pajęczyną...magiczna:-)
czekam na ciąg dalszy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
domcia331




Dołączył: 23 Mar 2013
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:20, 23 Mar 2013    Temat postu:

We Władysławowie byłem w tym roku w Hotelu Rejs - hotel-rejs.pl lecz byłem tak zafascynowany tym, że jedzenie na miejscu w hotelu, na plażę 30m że nie zdołałem zwiedzić niczego konkretnego. Co głównie polecacie zobaczyć ? Bo w tamtym roku leniuchowałem na całego, wszystko miałem podstawione na tacy hehe
Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 18:57, 24 Mar 2013    Temat postu:

Witaj Domciu 331! Cieszę się, że podoba Ci się Władysławowo. To magiczna miejscowość, im lepiej się je poznaje, tym bardziej wciąga. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wrócić do tej niekończącej się opowieści. Doceniam pobyt w Rejsie. Też uwielbiam takie leniuchowanie. Jeśli wrócisz tam jeszcze, to w najbliższej okolicy jest Hallerówka, oraz kościół - dar Polonii amerykańskiej z lat 60-tych, troszkę dalej Dom Rybaka z wieżą widokową i port, a potem to już półwysep helski, zwłaszcza sam Hel.
Miłych wrażeń. J@anna
Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 13:36, 31 Mar 2013    Temat postu:

Słowo się rzekło, więc będzie po kilku latach ciąg dalszy opowieści o władysławowskich łąkach, a byś może i o innych rzeczach...

...zobaczyłam Ją. To znaczy zobaczyłam łąkę z trzech stron gęsto okoloną olchami, porośniętą dorodną trawą z mnóstwem drobnych białych kwiatków. Na środkowej ścianie olch, pośrodku, rósł wielki krzak o zielono-złotych listkach pięknie oświetlony przez ostatnie promienie zachodzącego słońca.
Łąka była śliczna, ale nie to było najważniejsze. Ja ją już kiedyś, gdzieś widziałam. Tylko kiedy i gdzie, skoro jestem tu po raz pierwszy. Stałam tak i stałam, przeżywając swoje pierwsze w życiu deja vu i nawet nie mając pojęcia, że tak się to właśnie nazywa.
Najbardziej niepokoił mnie krzak i ten blask, w którym tonął. – Zaraz, zaraz, za krzakiem powinna być ścieżka prowadząca do tajnego przejścia na drugą łąkę, a potem do domku z czerwonym dachem – myślałam intensywnie i wreszcie sobie przypomniałam...
Miałam wtedy 7 lub 8 lat i leżałam chora na jakąś dziecięcą chorobę. Byłam nieszczęśliwa. Nie z powodu choroby, tylko z osamotnienia. Zwykle chorowałyśmy razem z siostrą, bo jedna drugą szybko zarażała. Leżałyśmy wtedy na dwóch łóżkach po przeciwnych stronach pokoju i wygłupiałyśmy się, rzucając w siebie poduszkami, albo jakimiś okładami,
bo nasz pediatra stosował bardzo staroświeckie metody leczenia dzieci, które z reguły nam się podobały i które były skuteczne. Kiedy wygłupy przeradzały się w kłótnię, do pokoju wchodziła Mama z sokiem lub kompotem i kłótnia cichła, przynajmniej na jakiś czas. Takie chorowanie było super! Ale jak się samemu choruje, a siostra lata gdzieś z koleżankami, to wcale nie jest człowiekowi do śmiechu. W takich razach Mama robiła co mogła, na przykład sprowadzała Ciocię, która znała mnóstwo ślicznych wierszy i tajemniczych opowieści. Potem w coraz to doroślejszym życiu rozszyfrowywałam te teksty jako ballady Mickiewicza, Trylogię, rozmaite powieści Kraszewskiego i inne. Tym razem Ciocia nie mogła przyjechać i jedyną rzeczą, jaką mogła zrobić Mama, to obłożyć mnie książkami,które miały umilić mój smutny los. Naznosiła mi ich całe mnóstwo. Pożerałam je jedną po drugiej, aż doszłam do tomiku angielskich opowiadań.
Bohaterem jednego z nich był chłopiec mniej więcej w moim wieku. Też chory albo zamknięty za karę w pokoju (tego już nie pamiętam) i też bardzo nieszczęśliwy. Na ścianie jego pokoju wisiał talerz z angielskiej porcelany, a na talerzu namalowana była łąka. Okolona drzewami, z krzewem pośrodku i gromadką bawiących się dzieci. Dzieci z obrazka były szczęśliwe, a samotny chłopiec wręcz przeciwnie. W przypływie złości chwycił ze stolika coś ciężkiego i cisnął w talerz. Na talerzu zrobiła się rysa. I wtedy obrazek ożył. Jedno z bawiących się dzieci złapało się za zranione przez rysę kolano, a inne z wyrzutem popatrzyły na samotnego chłopca. Potem chłopiec wniknął jakoś do środka obrazka i znalazł się na łące. Przeprosił dzieci i zaczęła się wspólna zabawa. Po jakimś czasie wszystkim zachciało się jeść i dzieci zaprowadziły samotnego chłopca do domu. Do domu prowadziła ścieżka z tajemnym przejściem ukrytym za krzewem...



Teraz ja stałam przed tą łąką. Zapomniałam o niewydojonej krowie, o Mamie, Siostrze, o całym Bożym Świecie. Byłam u progu jakiejś innej rzeczywistości, za chwilę mogłam się znaleźć w tajemniczym świecie stworzonym przez angielskiego literata lub literatkę o niezapamiętanym nazwisku w opowiadaniu o niezapamiętanym tytule...
- O wyszłaś nam na spotkanie, pewnie nie mogłaś się już doczekać na mleko, tak nam dzisiaj trochę dłużej zeszło – przywołał mnie do rzeczywistości głos Starego czyli męża pani Leonii, który wracał z krową do domu.
Poszłam z nimi, przeczekałam dojenie, wróciłam z mlekiem do domu, marząc, żeby jak najprędzej znaleźć się w łóżku i pomyśleć o wszystkim spokojnie. Nawet kolacji nie chciałam jeść i mama zaniepokoiła się, czy przypadkiem nie zaszkodził mi nadmiar słońca. Nie, to nie słońce, tylko nadmiar wyobraźni tak na mnie zadziałał. Po prostu pomyliłam fikcję literacką z rzeczywistością. Rano wstałam jak gdyby nigdy nic, ale miałam już swoją tajemnicę i plany na wieczór.
Muszę jak najwcześniej iść po mleko - myślałam, żeby zdążyć
przedtem popatrzeć na Łąkę.
Tego roku do końca pobytu chodziłam tam co wieczór, nie zwracając większej uwagi na inne łąki ani nie próbując pójść dalej. W dzień wyjazdu
też poszłam się z Nią pożegnać, narażając się na wyrzuty ze strony Mamy, że wszystko zostawiłam na jej głowie i nawet moje rzeczy musiała spakować. Musiałam jednak to zrobić, bo do końca miałam nadzieję, że zza krzaka wybiegną rozbawione dzieci namalowane na talerzu z angielskiej porcelany...
Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Wróciłam do domu, potem do szkoły, ale za rok, kiedy przyjechałyśmy znowu, sama na ochotnika zgłosiłam się do przynoszenia mleka. Łąka była. Taka sama, jaką ją zostawiłam, tak samo piękna. Ta jej niezmienność uspokoiła mnie na tyle, że zapragnęłam ruszyć dalej i zobaczyć co jest za zakrętem...
Łąka Angielskiego Chłopca należy do tych nielicznych miejsc, dla których czas stoi w miejscu. Rosnący pośrodku krzak ani nie rośnie, ani nie usycha, podobnie okalające ją olchy. Nie zaszkodziła jej nawet budowa ścieżki rowerowej. To bardzo pocieszające w tej coraz szybciej pędzącej rzeczywistości.

***
Ciąg dalszy, mam nadzieję nastąpi... Pozdrawiam J@anna Very Happy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 14:26, 31 Mar 2013    Temat postu:

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nuska
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 3572
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:03, 22 Maj 2013    Temat postu:

J@anno - jesteś mistrzynią w budowaniu nastroju.
Nie potrzeba nawet zdjęć żeby zobaczyć tę Twoją zaczarowaną łąkę.
Ale oczywiście zdjęcia też są piękne więc proszę nie rezygnuj z ich zamiesczania.
Czekam na ciąg dalszy, bo po takich nastrojowych opowieściach aż chce się żyć Smile
dzięki i czekam na c.d.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 14:34, 22 Maj 2013    Temat postu:

Nuska, wracasz mi wiarę w CZYTELNIKA, bo już myślałam, że zostanę tu sama do końca świata. Będzie cd, tylko, ze pojutrze wyjeżdżam do Turcji na 2 tyg. pobyczyć się, ale po powrocie napiszę na pewno. J@anna
Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 10:33, 24 Maj 2013    Temat postu:

Upływał rok za rokiem. Zawsze mój pobyt rozpoczynał się od przywitania z Łąką, a kończył na pożegnaniu. Jednak przez całe lata nie odważyłam się wejść na nią, a kiedy wreszcie to zrobiłam i obeszłam ją dookoła w nabożnym skupieniu, czułam się jak pielgrzym u celu, do którego zmierzał całe życie. Nigdy też nie zajrzałam za krzak stojący na jej środku. Nie musiałam. Dobrze wiem, że tam nadal stoi dom, w którym bawią się angielskie dzieci. Smile

Zupełnie inaczej wyglądała sprawa z innymi łąkami. Już w następne i kolejne wakacje robiłam coraz dłuższe wycieczki, aż w końcu, kiedy byłam pełnoletnia i do Władysławowa przyjeżdżałam samodzielnie dochodziłam tzw. Dolną Drogą, po której chodzą pielgrzymki z Helu do Swarzewa.
W tamtych jednak szczenięcych latach moja trasa kończyła się na Łące Pieczarkowej mniej więcej w miejscu, gdzie dziś stoi oczyszczalnia ścieków, ta sama, która uratowała życie wielu ryb i roślin w Zatoce Puckiej.

Aby dojść do Łąki Angielskiego Chłopca, trzeba minąć trzy dość duże łąki, z których pierwsza dziś jest już częściowo zabudowana. Nie miały one żadnej nazwy, do czasu, kiedy postanowiłam wejść w głąb jednej z nich i zobaczyć, co jest za ścianą drzew.
Pewnego dnia Mama miała migrenę, Cioci tego roku z nami nie było, pogoda trochę się skwasiła, a moja siostra postanowiła asystować Gospodarzowi przy wędzeniu węgorzy. Powiedziałam Mamie, że chcę iść na spacer. Sama. Nie sprzeciwiała się. Pewnie ta migrena osłabiła jej czujność.
 A może ty z jakim kawalerem się umówiłaś – zażartowała Gospodyni.
Spojrzałam na nią z pogardą. Też pomysł, ja tu zamierzam odkrywać nieznane lądy, a ona mi z jakimiś kawalerami wyjeżdża!!
Doszłam do pierwszej łąki i zaczęłam szukać jakiejś ścieżki prowadzącej do Zatoki. Nie znalazłam. Łąka była tuż przed skoszeniem. Trawa wysoka, wspaniała. Niewiele myśląc, zdjęłam buty i ruszyłam przed siebie. To zdjęcie butów przeszło mi w nawyk. Bardzo fajnie szło się po takiej bujnej trawie. Wiele lat później „wprowadzałam” na nią moją przyjaciółkę. Kiedy zobaczyła, jak zdejmuję buty, zaśmiała się
 Zachowujesz się jak w meczecie. W ten oto sposób Narodziła się Łąka Meczetowa Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 10:35, 24 Maj 2013    Temat postu:

Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 10:40, 24 Maj 2013    Temat postu:

Łąką Meczetową można dojść do Łąki Dzikich Kaczek. Trzeba tylko minąć rząd olch i topoli. Rzadko kto tam przychodzi, więc kaczki mają boskie życie. Łąka otrzymała nazwę, gdy tam kiedyś weszłam i przestraszone kaczki wyfrunęły ze swoich gniazd. Od tej pory zawsze się skradam, żeby nie przerywać im sielanki.

Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 10:50, 24 Maj 2013    Temat postu:

Nieco dalej i po przeciwnej stronie ścieżki
znajduje się małe bagniste jeziorko oddzielone od reszty Łąki dzikim żywopłotem kwitnącego na żółto żarnowca i porośnięte mnóstwem różnokolorowej roślinności czyli Łąka Nadobnej Paskwaliny. Już wyjaśniam skąd wzięła się ta nazwa. Byłam wtedy po czwartym roku Polonistyki i właśnie zdałam (po długich i ciężkich cierpieniach) egzamin z literatury staropolskiej. Egzaminowała nas pani profesor znana ze szczególnej dociekliwości jeśli chodzi o znajomość tekstów staropolskich. Spróbujcie przeczytać przez semestr i zapamiętać wszystkie szczegóły kilkuset utworów, to zrozumiecie o czym piszę. Mnie się trafiła Nadobna Paskwalina. Oczywiście, wiedziałam, że to poemat Samuela Twardowskiego na motywach bliżej nieznanego hiszpańskiego romansu, mało tego, ja go nawet przeczytałam, ale pytanie brzmiało: Jakiego koloru była łąka w Nadobnej Paskwalinie i z czym się kojarzy ten opis. Zamarłam. Jaka do cholery mogła być łąka. Na pewno nie zielona, bo wtedy nie byłoby pytania. Po ogromnym wysiłku umysłowym, który trwał sto lat, błysnęła mi myśl, że tam środkiem płynie liliowa rzeka po żółtym dnie. Łąka była chyba złota.
 Złota?
 No nareszcie jedna studentka zna utwór, a z czym się Pani kojarzy ten opis?
 O Matko Boska! Z czym się mogą kojarzyć te durnoty. Zaczęłam sobie wyobrażać liliową rzekę płynącą po złotej łące, woda musiała migotać, błyszczeć.
 Może z impresjonizmem – nigdy nie udzieliłam cichszej odpowiedzi, ale czujne ucho pani profesor wychwyciło odpowiedź.
 No brawo! Nareszcie przyszedł ktoś przygotowany. Nie było następnych pytań, w moim indeksie pojawiła się piątka, a ja do końca życia będę pamiętała jakiego koloru była łąka w Nadobnej Paskwalinie



...do łąki przydziesz jednej złotej,
Która dla swej rozkoszy i dziwnej pieszczoty
Położenia samego — tym imieniem słynie.
Śrzodkiem jej lilijowym rzeka śliczna płynie,
Pędząc bystro kryształy przeźrzoczyste swoje
Po dnie żółtym...
("Nadobna Paskwalina, fragment)

Miłej lektury Smile J@anna
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nuska
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 3572
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:59, 29 Maj 2013    Temat postu:

Oj, bardzo to miła lektura była ......... Very Happy
Wielkie dzięki, że jeszcze przed wyjazdem znalazłaś czas na kolejny wpis.
No i drugie wielkie dzięki, że nie tylko zapraszasz nas do pięknej, tajemniczej i zaczarowanej swojej krainy, że pobudzasz naszą wyobraźnię ale też i wzbogacasz wiedzę z literatury polskiej.
A jak już wspominamy okres staropolski, to po cichu dodam, że na matruze tylko z niego byłam przygotowana, ale jakoś wystarczyło Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Karawany Strona Główna -> Polska to piekny kraj ... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin