Forum Forum Karawany Strona Główna Forum Karawany
Forum turystyczne
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tajemnica hotelu Marabout w Sousse - powrót po roku

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Karawany Strona Główna -> Tunezja
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sławek




Dołączył: 14 Cze 2011
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nieporęt

PostWysłany: Wto 21:09, 28 Lut 2012    Temat postu: Tajemnica hotelu Marabout w Sousse - powrót po roku



Sekret hotelu Marabout w Sousse udalo mi się zrozumieć dopiero podczas drugiego pobytu. Poprzednie wakacje, które tam spędziłem, dokładnie rok wcześniej, upłynęły w bardzo miłych okolicznościach, lecz sam hotel sprawiał wrażenie jednego z wielu. Obiekt nienajnowszy, ale zadbany i dobrze utrzymany. Czysty i niezarobaczony. Bardzo dobre wyżywienie. Ładna plaża, aquapark, basen, kort. A do tego świetna lokalizacja. Obsługa dyskretna i fachowa, chociaż miewała słabsze dni.

To wystarczyło, bym zdecydaował się na ponowną wizytę. Mimo, że znam dobre kilkadziesiąt innych hoteli, tak w Tunezji, jak i w innych miejscach. Pomimo, iż w międzyczasie byłem w drugim ośrodku turystycznym nad Morzem Śródziemnym, wcale nie gorszym, a pod pewnymi względami nawet lepszym. Coś jednak podpowiadało mi Marabouta. Za pierwszym razem sprawdziłem, że hotel jest w ofercie m.in. niemieckich operatorów, w tym Neckermanna. Ta rekomendacja wtedy przeważyła.

Powodu powtórnego wyboru nie potrafiłem określić aż do momentu, gdy znalazłem się ponownie w Maraboucie. Nie od razu, ale pod koniec pierwszego dnia pobytu, w trakcie kolacji. Wcześniej, owszem, miłym akcentem było, gdy różne osoby z obsługi, witały mnie mówiąc „miło, że pan znowu do nas przyjechał”. Są w końcu profesjonalistami.
W restauracji dotarło do mnie, gdzie tkwi sekret. Po mniej więcej pół godzinie zorientowałem się, że prawie wszyscy Europejczycy na sali, to moi znajomi z ubiegłego roku. Oni mnie też poznali, pozdrawiali i zagadywali. Jest to uczucie trudne do opisania. Wrażenie jest takie, jakby przyjechalo się w rodzinne strony. Taka wlaśnie atmosfera towarzyszyła mi przez kolejne cztery tygodnie tegorocznego pobytu. Gros gości stanowili ludzie, których już wcześniej tam spotkałem. W większości Niemcy, również Francuzi, Włosi i kilkoro Polaków.

Jak zwykle, podczas Bożego Narodzenia i w okolicach Nowego Roku pojawiło się liczne grono Tunezyjczyków i Algierczyków. Zapewne byli wśród nich tacy, którzy spędzali ten okres w Marabucie nie po raz pierwszy. Z pewnością tak właśnie było w przypadku właścicieli hotelu i ich rodziny, którzy stanowili na sali zwartą, kilkudziesięcioosobową grupę. Oni byli najbardziej aktywnymi uczestnikami zabawy sylwestrowej, którą opuszczali w szampańskich nastrojach nad ranem.

MARABOUT PO ROKU

Przyjazd do hotelu, pierwszy kontakt z recepcją, wejście do pokoju nie wskazują, by w Marabucie dokonały się jakieś istotne zmiany. Wnet przekonujemy się, że jest zgoła inaczej. Wystarczy udać się na spacer nad morze i z miejsca w oczy rzuca się okazala bryła nowej kawiarni na plaży. Postawiono ją na miejscu skromnego baraku, w którym do tej pory mieścił się niewielki barek.



Nowy obiekt jest piętrowym budynkiem w kształcie okrętu pod pelnymi żaglami. Stoi na granicy plaży i aquaparku. Dzięki temu może służyć zarówno plażowiczom jak i osobom korzystającym z otwartego basenu. Ma solidną stalową konstrukcję. Mieści bar z dwoma przestronnymi tarasami, na których rozstawiono stoliki dla konsumentów. Po przeciwnej stronie jest magazyn materacy plażowych i toalety, a obok plac zabaw dla najmłodszych.



Znam tunezyjskie plaże w rejonie od Sousse do Portu el Kataoui, od Monasyru do Skanes, w Hammamecie między Yasmina a Nabeul oraz na Dżerbie i w Gammarth koło Tunisu. Nigdzie nie ma budynku podobnego w swej nowoczesnej architekturze i okazałości do kawiarni plażowej w Marabucie. W 2012 roku Marabout rządzi!



Jest jeszcze druga zmaina, o której nie wspominają jeszcze nawet foldery biur podróży. Jest to bezprzewodowy internet, do którego goście mają bezplatny dostęp. Przynajmniej tak było w styczniu 2012 roku. Ze zrozumiałych względów zasięg łącza nie obejmuje wszystkich pokoi w hotelu. Wystarczy, że jest strefa, gdzie możemy przyjść z laptopem lub choćby z telefonem i surfować po sieci.

Jak na jeden rok, są to zmiany duże i ważne dla komfortu pobytu w hotelu. Oby tak dalej.

SENIOR TRAVEL PO ROKU

Przypomnę, że opcja „tunezyjskiego słońca dla seniorów” różni się tym od standardowego pobytu, że za tą samą cenę wycieczki, co inni uczestnicy, seniorzy otrzymują dwie imprezy fakultatywne gratis.

W sezonie 2010/2011 tym bonusem był udział w widowisku typu światło i dźwięk w super nowoczesnym amfiteatrze Zahra Center oraz wyjazd do Portu el Kantaoui połączony z wizytą na starym mieście w Sousse.


Zahra Center w całej okazałości

W tym roku pozostawiono Port el Kantaoui, ale zamiast widowiska plenerowego w Zahrze pojawił się wyjazd do starożytnego cyrku w El Dżem. Różnica jakościowa jest kolosalna. Spektakl na temat historii Tunezji od czasów Kartaginy do dnia dzisiejszego zaaranżowany z wykorzystaniem najnowszej techniki audiowizualnej, scen batalistycznych rozgrywających się na sztucznym jeziorze, na brzegu z udziałem jeźdzćów na koniach i na kilku tradycyjnych scenach był doprawdy imponujący. Przedstawienie poprzedzała wizyta w skansenie, gdzie można było obejrzeć sceny rodzajowe z codziennych zajęć mieszkańców Sahary, popisy woltyżerki i żonglerki, a następnie wziąć udział w wystawnej kolacji, do której serwowano wino w nieograniczonej ilości. Podczas posiłku, na scenie trwało przedstawienie muzyczne obejmujące scenki rodzajowe, między innymi wesele, w tradycyjnej i nowoczesnej Tunezji.


Scena w Zahra Center

Dopiero na koniec goście przechodzili na trybuny amfiteatru, by podziwiać właściwy spektakl. Seniorzy mieli to gratis, a pozostali mogli kupić bilet po 65 TND od osoby (tj. ok. 150 PLN).

W tym roku zamiast Zahry jest wyjazd do El Dżem.



Miejsce niewątpliwie ciekawe, okazałe i może być to przyjemna wycieczka, chociaż na pewno nie na miarę tamtego widowiska. Wiele zależy tu od opiekuna, który towarzyszy turystom. Można oczekiwać, że podczas zwiedzania, będzie on służył za przewodnika, który oprowadzi wycieczkę po ogromnym obiekcie i zapozna z najważniejszymi informacjami na jego temat. Jest to w końcu trzeci pod względem wielkości, tak dobrze zachowany starożytny, rzymski cyrk, po Colosseum i cyrku w Nimes we Francji. To tu kręcone były takie filmy, jak „Quo Vadis” Hofmana i nie mniej słynny „Gladiator”.


Byli tacy, co zapłaciliby każde pieniądze, by nigdy nie znaleźć się na tej arenie

W roli opiekuna do El Dżem udają się zazwyczaj Tunezyjczycy zatrudnieni jako rezydenci Exim Tours. Mnie przypadł w udziale wyjazd w towarzystwie pucołowatego czterdziestolatka, absolwenta krakowskiej politechniki, dobrze wladającego językiem polskim, który po drodze przekazal naszej grupie nieco danych statystycznych, jednak większość czasu był pochłonięty żywą dusykusją z kierowcą. Na miejscu, w El Dżem, ograniczył się do wprowadzenia nas za bramę obiektu, wygłosił kilkuzdaniową informację (pokrywającąj się co do joty z bardzo niedokładnym opisem zamieszczonym na odwrocie „harmonijki” pocztówek, które kupiłem obok za pół dinara), wskazal, gdzie mieszczą się toalety i dał grupie mniej niż godzinę na samodzielne zwiedzanie cyrku. Stanowczo odmówił prośbom o przedłużenie wizyty w El Dżem przynajmniej o godzinę. Większość grupy stanowiły osoby, które przyjechały do El Dżem po raz pierwszy i prawdopodobnie była to dla nich jedyna szansa w życiu, by poznać ten obiekt. Ale zrobienie tego na własną rękę w czasie krótszym niż godzina przez kogoś nieznającego języka, jest niemożliwe.



Dlatego wycieczka do El Dżem w zaproponowanej formule jest nieporozumieniem, wręcz stratą czasu. Grupa powinna zostać oprowadzona po cyrku przez przewodnika, który w sposób kompetentny zapoznałby wszystkich z budowlą i jej historią. W tym celu pobyt nie może być krótszy niż dwie godziny, wliczając w to kwadrans na wypicie kawy lub zakup pamiątek. Jest to niezwykle ważne dla osób, które w znakomitej większości, zdają sobie sprawę, że jest to ich ostatni w życiu pobyt w tym miejscu. Żal gdyby nie wykorzystali okazji do poznania historii tego zakątka.

Drugą zmianą w opcji dla seniorów w sezonie 2011/2012 w porównaniu z latami wcześniejszymi była mniejsza liczba hoteli objętych tym programem. Nie musi być to ze szkodą dla całej idei, bo różne obiekty różnie się w tej roli sprawdzały. Marabout jest jakby stworzony dla tego programu.

SENIOR TRAVEL - CZY WARTO?

Na to pytanie jest tylko jedna odpowiedź – tak, tak, tak.

Po drugim pobycie jestem tego pewny, zarówno w świetle własnych doświadczeń, jak i w oparciu o rozmowy z innymi uczestnikami. Będąc już „domownikiem”, miałem więcej sposobności do luźnych rozmów z osobami, które spotkałem w Marabucie. Większość Niemców, Francuzów i Włochów spędza tam po 3, 6, a nawet 9 miesięcy w roku. Zazwyczaj wykupują trzymiesięczne pakiety, do czego zmuszają tunezyjskie przepisy wizowe. Długość pobytu bezwizowego nie może przekraczać trzech miesięcy. Formalności są na tyle uciążliwe, że wygodniej jest wyjechać na kilka tygodni do domu i wykupić kolejny turnus, niż starać się o wizę pobytową.

Wiek seniorów spotkanych w Marabucie – w tym z Polski, ale przede wszystkim z Niemiec i Francji, oscyluje w przedziale od 50 do 80 lat. Oczywiście zasobność portfeli emerytów z Europy Zachodniej jest nieporównywalna z poziomem świadczeń w Polsce. Wszak nie oznacza to, że Polaków nie jest stać na znacznie liczniejszy udział w programie „tunezyjskiego słońca dla seniora”. Aby się o tym przekonać, powiem kilka słów na temat kosztów.

Niemieccy i francuscy touroperatorzy oferują zimowe wyjazdy do Marabuta za cenę od 1200 euro na 3 miesiące, czyli ok. 400 EUR za miesiąc. Przyjmując przelicznik 4,20 PLN/EUR cena miesięcznego pobytu w takim pakiecie wynosi ok. 1700 złotych. Jest to tylko parametryczne wyliczenie dla zobrazowania sytuacji. Zdaję sobie sprawę, że są tacy, którzy płacą więcej, a niektórzy być może nawet jeszcze mniej. Doliczyć trzeba wydatki na napoje do kolacji oraz ewentualnie jakieś przekąski w ciągu dnia, ewentualnie nawet lekki posilek w południe. Budżet na to niech wynosi dodatkowe 100 euro, ale jest to kwota na wyrost. Dla uproszczenia przyjmijmy, że koszt pobytu to w zaokrągleniu 2000 złotych za miesiąc.

Co za te pieniądze otrzymujemy? Podróż samolotem tam i z powrotem, pokój jednoosobowy do zamieszkania, śniadanie i obiadokolację, ciepłą wodę, telewizję, bezprzewodowy internet, prywatny, kryty basen z podgrzewaną wodą, plażę śródziemnomorską z parasolem i leżakiem, pogodę zbliżoną do pogody latem nad Bałtykiem.


Na basenie nigdy nie ma tłoku

W tym czasie nasze koszty w domu, w kraju, radykalnie się obniżają. Nie wydajemy nic na prąd, gaz, wodę, telefon, internet, wywóz śmieci.

Jest jeszcze coś, nie mniej ważnego niż pieniądze, a na pewno w Polsce powszechnie niedocenianego. Jest to aspekt społeczny i psychologiczny. Wyobraźmy sobie starszą osobę lub małżeństwo mieszkające samotnie w bloku. Ich codzienne kontakty ograniczają się do kasjerki w sklepie oraz wymiany uwag o pogodzie z sąsiadem w windzie. Wydarzeniem towarzyskim, ze względu na kilkugodzinny pobyt wśród rówieśników, staje się wizyta u lekarza. Poza tym wegetacja w czterech ścianach i śledzenie kretyńskich seriali w telewizji. Zwłaszcza w okresie zimowym.

Jadąc do Marabuta towarzystwo rówieśników jest zapewnione przez cały czas. Do tego aktywność na codzień – spacery, plaża, zwiedzanie okolic bliższych i dalszych, basen lub choćby gra w chińczyka czy inne kierki. Dużo czasu na lekturę, bo dzień staje się naprawdę długi, gdy nie traci się ani minuty na gotowanie, sprzątanie i podobne zajęcia domowe. Normalnie nie zdajemy sobie sprawy, ile czasu zajmuje nam ta cała krzątanina. Sam zauważałem, że ludzie ożywiali się i uaktywniali w miarę pobytu. Przybywali bierni, ospali i apatyczni, rozpamiętując wszystkie dolegliwości i bolączki. Opuszczali Tunezję uśmiechnięci, rozbawieni, opaleni, pelni wigoru i chęci do życia.

Może to wpływ witaminy D, którą wszyscy mieli tam zapewnioną w dużych dawkach. No i przede wszystkim ciepła. Brak zimy, śniegu, pluchy, chmur, mrozu, zimna. Codziennie słoneczna pogoda. Nawet w dni pochmurne, niebo co i rusz przejaśnia się i świeci słońce. Niepotrzebna jest odzież zimowa. Wystarczą ubrania letnie, jeden lub dwa swetry, jakaś kurtka.

Taki wyjazd fantastycznie stawia na nogi. W innych krajach wiedzą o tym od dawna i seniorzy szeroko z tej możliwości korzystają. Dziwi mnie niewielka popularność tej formy spędzania czasu w okresie zimowym w Polsce. To nie tylko bariera finansowa. Przecież pobyt w domu opieki w Polsce, to wydatek od 2700 złotych w górę, a na wolne miejsca trzeba czasem czekać latami. Tymczasem mając w zasięgu coś o wiele lepszego i za mniejsze pieniądze, ludzie z tego nie korzystają. A naprawdę warto.

Może boją się wyjazdu za granicę bo nie znają języka, czują się niepewnie i nie wiedzą, czy sobie poradzą. Być może gdyby grupa seniorów miala zapewnionego opiekuna, nie osobnego rezydenta, ale właśnie opiekuna grupy, który mieszkałby w tym samym hotelu i był na podorędziu przez cały czas, to więcej byłoby chętnych. Opiekunem mogłaby być osoba z tej samej grupy. Musialaby znać język i kraj pobytu, wiedzieć, jak pomóc w sytuacjach, które mogą zdarzyć się na codzień. Po prostu doradzić, czasami włączyć się i dopomóc. Sprawić, by pozostali uczestnicy poczuli się pewniej, przestali myśleć o tym, co może się stać, a zaczęli cieszyć się z uroków życia. Organizator wyjazdu dla seniorów, w celu przyciągnięcia niezdecydowanych i wystraszonych, mógłby zaangażować w tej roli jakiegoś seniora, któremu zafundowałby wyjazd w zamian za „misję dobrych usług”, którą osoba podjęłaby się realizować na miejscu wobec pozostałych uczestników.

To już zmartwienie touroperatora. Jako wielokrotny uczestnik imprez „senior travel” mogę tylko zachęcać innych do korzystania z okazji i cieszyć się z mile spędzonego czasu w trakcie wyjazdów, z których skorzystałem. W 2011 roku wybralem się do Tunezji na trzy imprezy „senior travel” i spędziłem na nich łącznie dziewięć tygodni.
Do wszystkich wahających się mówię – warto spróbować, bo za rok – dwa, kiedy zmienią się ceny wycieczek do Tunezji, okazja może się nie powtórzyć.

TUNEZJA - ROK PO REWOLUCJI

W pierwszej chwili nie spostrzega się nic nowego. Ale w miarę pobytu zauważamy kolejne drobiazgi. Z przestrzeni publicznej całkowicie zniknęły wszechobecne niegdyś wizerunki prezydenta Ben Alego. Czy także zniknął on z serc i umysłów Tunezyjczyków, nie sposób ocenić.

To, co rzuca się w oczy - na punktach kontrolnych na drodze i w mieście, zwlaszcza w okolicach strefy turystycznej, policjanci są wyposażeni w broń długą. Tego się wcześniej nie widziało, a samych posterunków było znacznie mniej.

W ciągu dnia ulica wygląda jak zawsze. Są kobiety, młode i starsze, w strojach europejskich i arabskich. Po zmierzchu teraz miejscowych kobiet już się nie widzi. O tej porze wielokrotnie widziałem za to policjantów legitymujących na ulicy Tunezyjki. Szczególnie często mialo to miejsce w pobliżu plaż i hoteli. Byłem nawet świadkiem, kiedy patrol rozpędził się, dosłownie hamując z piskiem opon i proóbował w ten sposób potraktować Polkę o orientalnej urodzie. W ostatniej chwili policjanci zreflektowali się, że mają do czynienia z cudzoziemką. Prawdopodobnie dlatego wieczorami na ulicach spotyka się tylko Tunezyjczyków, oprócz turystów rzecz jasna.



Na stoiskach z gazetami są tytuły z całego świata, tak, jak bywało do tej pory oraz duży wybór prasy miejscowej. Tunezyjskie gazety i czasopisma są głównie po arabsku, znikoma część po francusku. Szeroka tematyka, pełna otwartość w obszarze polityki, gospodarki, problematyka społeczna zawsze jednak widziana przez pryzmat islamskiej cenzury obyczajowej.

W handlu wyraźnie poluźniły się standardy. Trzeba mieć się na baczności, bo naciąganie na drobne kwoty podczas wydawania reszty stało się nagminne, zwłaszcza w małych sklepikach i na straganach. Wstępowanie na kawę lub herbatę do ulicznych kafejek zaczyna przypominać sport ekstremalny. Ceny nie są nigdzie pokazane i jeżeli przed złożeniem zamówienia nie upewnimy się ile, co kosztuje, to podczas regulowania rachunku może się okazać, że za filiżankę napoju musimy zaplacić równowartość kilku euro, a nie kilkadziesiąt centów. W Tunezji coraz trudniej znaleźć lokal, gdzie serwowano by kawę parzoną w sposób tradycyjny gotując ją w malutkim mosiężnym lub miedzianym tygielku. My nazywamy to kawą „po arabsku”, a Tunezyjczycy kawą „po turecku”. Króluje kawa rozpuszczalna, gdzieniegdzie może być z ekspresu. Tradycyjnie parzona przechodzi do historii. Cóż, kraj się europeizuje. Jednym z ostatnich ukłonów w stronę tradycji orientalnej jest wrzucanie listka mięty lub kilku orzeszków sosnowych do herbaty. Ekspresowej zresztą.


Owoce morza kuszą na każdym kroku

Zagrożenie przestępczością jest niewielkie. Nie ma podstaw do obaw. Zwłaszcza obcokrajowcy są pod czujną opieką. Zarówno hotele, jak i turyści są pilnie strzeżeni. Jest bezpiecznie. Mając skalę porównawczą wypada odnotować symptomy, które w przyszłości mogą doprowadzić do zmiany sytuacji w tym zakresie. Obserwując zachowanie kierowcow wobec policjantów z posterunków na drogach, można stwierdzić, że przeciętny Tunezyjczyk przestał bać się policji. Zachowanie miejscowych wobec Europejczyków również zmieniło się. Turyści byli i są przedmiotem werbalnych zaczepek wszędzie, gdzie się znajdują. Wcześniej były to sytuacje głównie handlowe albo towarzyskie. Dziś zdarzają się już odzywki bardziej agresywne z wyczuwalną w podtekście wrogością. Sens tych wypowiedzi polega na podkreśleniu, że turysta jest obcym i nie zawsze mile widzianym gościem. Coraz częściej też bywa się nagabywanym wprost o jakiś datek pieniężny. Nie jest to żebractwo polegające na biernym oczekiwaniu na jałmużnę, ale aktywne zaczepianie wybranej osoby.

Jeden dzień był pod tym względem wyjątkowy. Wybrałem się pociągiem na wycieczkę do Monastyru. Zaczęło się właśnie tam. Na ulicy byłem świadkiem, jak policjant próbował wciągnąć jakiegoś człowieka do budynku posterunku. Facet bronił się, krzyczał i wierzgał, było ogromne zamieszanie.

W drodze powrotnej, w pociągu, doszło do awantury między nastolatkami. Dziewczyna niezwykle zdecydowanie zareagowala na „końskie” zaloty chłopaka i awantura trwała kilka dobrych minut. Idąc z dworca kolejowego do hotelu, jest to pól godziny marszu, mijalem kilkakrotnie policjantów legitymujących kobiety. Jakby tego było mało, po kolacji doszlo do napadu na dwie Polki, które wybrały się na spacer. Szły ruchliwą ulicą w mieście, w bezpośreniej bliskości strefy turystycznej. Dwóch miejscowych podjechalo na motorowerze, jeden zeskoczył, podbiegł, przeciął pasek torebki niesionej na ramieniu, wyrwał torebkę, wsiadł na motorek i panowi uciekli. Nie wiem czemu to przypisać, ale tylko jeden dzień obfitował w takie dramtyczne wydarzenia. Bywa. To jeszcze nie powód by się zrażać.


Gdyby nie T-shirt syrenki można by pomyśleć, że jesteśmy w Warszawie

UWAGA KRYTYCZNA

By nie było zbyt sielankowo mam kamyczek do ogródka organizatora projektu tunezyjskiego słońca dla seniora, czyli firmy Exim Tours.

Moje zastrzeżenia i protest budzi dodatkowy narzut doliczany do ceny wyjazdów obejmujących święta Bożego Narodzenia i bal sylwestrowy. Z prostego porównania cen imprez organizowanych we wspomnianym okresie oraz w innym czasie widać, że za dwie uroczyste kolacje doliczane jest ekstra mniej więcej 600 złotych, czyli po 300 za każdy wieczór. Tylko za to, bo pobyt w hotelu w tym okresie nie jest droższy, ani dla gości z innych państw europejskich, ani dla turystów algierskich czy tunezyjskich. Generalnie hotel jest równie pusty w czasie świąt, jak i w pozostałym okresie. Dlatego dodatkowa opłata doliczana przez Exim dotyczy dwóch uroczystych kolacji.

By nie być gołoslownym, poniżej zamieszczam kopie ogłoszeń, które hotel Marabut wywiesil w ofercie publicznej dla mieszkańców Sousse.



Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie świadomość, ile inni goście płacą za to samo, co nas kosztuje 600 złotych. Otóż dla osoby „z ulicy”, która chcialaby spędzić wieczór wigilijny lub Sylwestra w Marabucie, kosztuje to od 35 do 60 dinarów, czyli od 80 do 130 złotych. A nam każe się płacić po 300 za każdą z imprez. I to w sytuacji, gdy za ten dzień „normalna” kolacja się nam należy. A wię powinniśmy dopłacić tylko różnicę, a nie ekstra 300% ceny. Takie postępowanie trudno uznać za dobrą praktykę handlową.

Rozwiązania wydaje się banalne. Zmniejszyć do rozsądnego poziomu narzut dodawany do ceny proponowanej przez hotel. Niech to będzie 20, 30 a nawet 50%. Ale nie 300%. Dążenie do zysku za wszelką cenę jest działaniem krótkowzrocznym. Nawet jeżeli jest się monopolistą. A tak jest w przypadku senior travel, który jest produktem Eximu. Żadne inne polskie biuro nie ma własnego, podobnego programu. Również nikt inny w Polsce nie organizuje wyjazdów do hotelu Marabut na dłużej niż dwa tygodnie. Nawet jeżeli inne biura wysylają tam swoich klientów, to w ramach imprez Eximu. W takiej sytuacji monopolista nie powinien nadmiernie wykorzystywać dominującej pozycji. Prędzej czy później, zainteresowani połapią się, że są naciągani.

Świadomość opisanego procederu nie wpływa na moją ogólną, pozytywną ocenę idei senior travel, hotelu Marabout i organizatorów wyjazdu z Exim Tours. Polecam.

P.S. - pełna relacja z pierwszego pobytu w Marabucie jest tutaj:

http://www.karawana.fora.pl/tunezja,4/senior-travel-hotel-marabout-sousse,814.html







Masz pytanie? Chcesz podzielić się opinią? Napisz do autora: tobi@2com.pl

Przeczytaj inne wspomnienia tego autora:

Wrażenia z pierwszej podróży senior travel do Marabouta:
http://www.karawana.fora.pl/tunezja,4/senior-travel-hotel-marabout-sousse,814.html

Senior Travel tym razem do hotelu Prima Life w Skanes
http://www.karawana.fora.pl/tunezja,4/senior-travel-hotel-prima-life-skanes,860.html

Wyjazd do Hammametu [hotel Paradis Palace]:
http://www.karawana.fora.pl/tunezja,4/hotel-paradis-palace-hammamet,845.html


Ostatnio zmieniony przez Sławek dnia Sob 14:19, 31 Mar 2012, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
J@anna
Stały Bywalec Karawany
Stały Bywalec Karawany



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 16:18, 29 Lut 2012    Temat postu:

Ciekawe, czy właściciele Marabuta wiedzą, jaką robisz im reklamę. Powinni Cię nosić na rekach, kiedy przyjedziesz tam po raz trzeci, a przynajmniej postawić lunch w tej nowej, pięknej restauracji na plaży. Bardzo fajne i pełne praktycznych informacji opowiadanie. Pozdro Smile Smile Smile J
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Karawany Strona Główna -> Tunezja Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin